Uwaga!



Powyższa strona może zawierać treści erotyczne, wulgarne lub obraźliwe, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Czy jesteś osobą pełnoletnią i chcesz świadomie i dobrowolnie zapoznać się z treścią powyższej strony?




    Nie     - wybór tej opcji spowoduje opuszczenie strony.

Tak, ale chcę otrzymywać ostrzeżenia - wybór tej opcji spowoduje przejście do strony i kolejne ostrzeżenia w wypadku podobnych stron.

Tak, ale nie chcę otrzymywać ostrzeżeń - wybór tej opcji spowoduje zapamiętanie Twojej zgody dla innych stron i nie będziesz otrzymywać tego ostrzeżenia.

Najnowsze wpisy, strona 12


Porannie..
13 maja 2021, 05:59

"Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiadomo co wyciągniesz" tak mówił Tom Hanks jako Forest Gump. Moje życie składa się z impulsów, z czekoladkami mają mało wspólnego, a szkoda :) Zawsze w życiu kieruję się zasadą, ze na Naszej drodze pojawiają się takie momenty, które wiesz, że nigdy mogą się nie powtórzyć. Wykorzystasz je albo nie, ale jeśli nie wykorzystasz będziesz czuć, że coś Cię ominęło i bezpowrotnie przepadło. Staram się je wykorzystywać by nie żałować. Impulsem było zaczepieniem Przekory. Patrząc z perspektywy czasu , wystarczyło sie nie odezwać i nigdy bym sie nie dowiedział, że istnieje moja damska wersja na tym świecie. Dużo bardziej ładna dla oka. Pamiętam jak po jakimś czasie znajomości dostałem zdjęcie, kawałek Przekory , oko plus grzywka..Tajemniczość i niedopowiedzenie, luka dla własnej wyobraźni łaskotała przyjemnie moje zwoje gdy ogłądałem to zdjęcie. To jak układanka, kawałek po kawałeczku, odkrywasz,układasz by zachwycić się efektem końcowym. Nie nalegałem na więcej i nigdy nie nalegam, dlatego to zdjęcie było niespodzianką. Powierzchowność i piękno zewnętrzne z czasem przemija, ja jestem zwolennikiem i wielbicielem piękna wewnętrznego i takim właśnie mnie Ona zachwyciła, ale bo zawsze jest jakieś ale, skłamałbym gdybym nie powiedział, że to co zobaczyłem mnie zachwyciło. Kiedy zobaczyłem oczy poczułem jak moje serce, które było w stanie remontu i na etapie powolnegoskładania, zabiło mocniej. Przekora ma najpiękniejsze oczy jakie widziałem. Prawdziwe zwierciadło duszy, pełne dobroci i tak bardzo mądre..Cudowne..

W tej znajomości ważna jest swoboda, komfort i brak nacisków bo to źle działa. To dużo lepiej smakuje, kiedy człowiek czuje, że druga osoba sama tego chce bez zmuszania.

Mamy wiele historii do opisania i odczuć na różne tematy. Przez 15 miesięcy spędziliśmy ze sobą dużo czasu, budując bardzo stabilne fundamenty na kolejne lata.

Teraz moim celem jest to by każdego dnia Przekora w swoim łóżku przed zaśnięciem myślała o mnie i uśmiechała się z radości. Już nie jest sama i nigdy nie będzie

Całe życie jeszcze przed. Lubię mieć świadomość, że jest szczęśliwa, wtedy ja też jestem i to podwójnie. Jednym słowem jest Aniołem. Wiem,że się zawstydza

kiedy za dużo miłego pod Jej adresem, ale taka jest, takie wzbudza we mnie odczucia..Co poradzę..

 

Wiecie jaki dżwięk ma poranny trel ptaka o świcie?

Jak brzmią skrzypce w księżycową noc?

Jak brzmi nutka matczynej troski?

Jak brzmi Wasza ulubiona piosenka ,którą nucicie?

 

To teraz wymieszajcie to wszystko razem, wstrząśnijcie i wyobraźcie sobie ten dźwięk...

Tak brzmi głos Przekory..

Nawet gdy go nie słyszę to gra mi w duszy..

Głos w duszy..

Cała reszta Jej mieszka w moim sercu..

 

Pierwsze wrażenie
12 maja 2021, 22:08

Pierwsze wrażenie.

               Tak,  jest istotne. Czasem mylne. Mówią nie oceniaj książki po okładce. I coś w tym jest. Tak jak ja oceniłam Paradoksa po zdjęciu, tak zmieniłam całkowicie zdanie, poznając go. Ciepły, dobry, wspaniały i taki ludzki. Ujął mnie troską o innych. Czasem nawet byłam zaskoczona, że tak bezinteresownie można komuś pomóc. Ja tak nie miałam. Może dlatego, że mi nikt nie pomógł, kiedy tego najbardziej potrzebowałam. Wtedy chyba coś we mnie pękło. Powiedziałam sobie, że nigdy nie będę żebrać i prosić o łaskę, pomoc, współczucie. Nienawidziłam sztuczności, miałam wrażenie że wszystko robione jest na pokaz, udawane zrozumienie. Zresztą, przyjmowałam zasadę: jak się o tym nie mówi, to tego nie ma. Więc zaciskałam zęby i szłam do przodu. Pokazując otoczeniu, że nie dam się złamać. Byłam harda. Pamiętam szkołę średnią. Nikt z klasy nie wiedział, że nie mam rodziców. Tak było lepiej. Byłam pewna, że jak się dowiedzą, nie będą chcieli kontaku ze mną, będą uważać mnie za "inną", poza tym nie wiedzieliby jak się zachować. Jedni pewnie by wspólczuli, a ja nie chciałam tego, w końcu grałam osobę, która ma wszystko. A nie miałam nic. Miałam tylko maskę, ktorą zakładałam wychodząc z domu...

              Wracając do Paradoksa, to szokował mnie swoim zachowaniem. Dobrocią. Czasem byłam na niego zła. Bardzo zła. Że jest zbyt dobry. Chciał innym nieba uchylić. Swoim bliskim, znajomym, a także tym na czacie. Ja byłam inna. Chyba nalot przeszłości na mnie pozostanie na zawsze. Nadal obowiązuje złota zasada: "Nie chcę, nie widzę, nie istnieje" Paradoks otworzył mi oczy. Na ludzi. On, który tak dostał w kość, tak zawiódł się na innych, nie odwrócił się od nikogo, kto potrzebował pomocy. Przypłacał to własnym kosztem, przejmował się, nie spał, myślał. Jesteśmy pod tym względem inni. On musi problem rozłożyć na czynniki pierwsze. Nie śpi. Analizuje, aż wymyśli najlepsze z możliwych rozwiązanie. Ja mając problem, zamykam się, trawię w środku, odrzucam myśli,  zajmuje się czymś innym. A potem padam i śpię. Znów nie myślę. Stwierdzam jednoznacznie, że ja nie mogę mieć problemów, bo wtedy uwaga: Nie myślę! 

              Oprócz dobrego człowieka ujrzałam w Paradoksie jeszcze mega energetyczną osobę, i to tylko po literkach! W życiu nie pomyślałabym, że można kogoś tak doskonale czuć. My siebie doskonale interpretowaliśmy. Działalismy jak lustro. Te same nastroje, humory, smutki i radości. Poza tym ujął mnie niesamowitym szacunkiem do mamy. Aż mam łzy w oczach gdy o tym piszę. Syn, którego żadna matka by się nie powstydziła. Jest bardzo dumna z niego. Mają wspaniały kontakt. Trochę mu zazdroszczę tej więzi, ale jednocześnie cieszę się że Ją ma. Niech ma jak najdłużej i docenia z całych sił. Zaskoczył mnie też, gdy napisał, że upiekł sernik! Nie do wiary! Ja nie jestem wirtuozem w kuchni, a wypieki nie bardzo mi wychodzą. Ale uwielbiam je jeść! I jak pokazał mi sernik, oblany toffi, to prawie poczułam ten smak w ustach. Co za człowiek- pomyślałam. Niesamowity. Kolejny plus na liście. Zaskoczył mnie też dobrym okiem do łapania niesamowitych momentów na niebie. Jego chmury były przecudowne. Stwierdziłam, że musi być bardzo wrażliwy, że potrafi zachwycić się takimi momentami. Następny stereotyp obalony. Zna wszystkie kolory! Kolejne pozytywne zaskoczenie.

Mogę pisać o Nim i pisać. Słowa płyną same. Ale nie zdradzę w tym wpisie wszystkiego. Powoli, bedę się delektować.

I na koniec wspomnę co nieco o głosie. Bo od tego miałam zacząć. W sumie, nie wyobrażałam sobie jego głosu, bo nie byłam ciekawa. Myślalam wtedy, że jest to granica nie do przeskoczenia. Że tylko sobie piszemy. I koniec, nie chcę więcej, bo nie chcę się przyzwyczajać. Oszukiwałam sama siebie. Chciałam. I pewnego dnia, niecałe dwa miesiace znajomości, On poprosił mnie o coś. Chciał,  żebym w prezencie na jego urodziny, zadzwoniła i złożyła mu życzenia telefonicznie. Jak to?Pomyślalam, że tego nie zrobię i najpewniej zaraz ucieknę. Jednak powoli oswajałam się z tą myslą. Ja mu mówiłam notorycznie, że jestem słabą rozmówczynią. Że lepiej się mnie czyta jak słucha. I że bez żadnych telefonów. On oczywiście nigdy nie nalegał. To był doskonały sposób na mnie. I w końcu się zgodziłam. Dużo wcześniej. Na nieozobowiązującą rozmowę. A jakie były wrażenia i jak do tego doszło, opowiem innym razem.

               Reasumując, pierwsze wrażenie różne bywa. Natomiast jak się ma ten szósty zmysł, to rozpoznajesz wartościowego człowieka. Ja sobie na koniec przyplusuję, mam taki zmysł. Yupi:) No ale ok, żeby być sprawiedliwą, On też go ma! On dodatkowo ma żyłkę hazardzisty, bo odważył się zagadać do mnie. Ja sobie tylko podziwiałam, jak wiją się wkoło niego, żądne uwagi niewiasty.

Na dziś koniec. Dobranoc:))

 

 

 

 

 

 

 

Szczęście..
12 maja 2021, 05:52

Szczęście jest emocją, spowodowaną doświadczeniami ocenianymi przez podmiot jako pozytywne. Psychologia wydziela w pojęciu szczęście rozbawienie i zadowolenie. ... powodzenie w realizacji celów życiowych, korzystny bilans doświadczeń życiowych.

 

Moja definicja Szczęścia jest zdefiniowana inaczej, pozwolę sobie na wytłumaczenie.

 

W moim życiu odkąd pamiętam zawsze było pod górę. Już pierwszego dnia żywota na porodówce zamienili mnie z innym dzieckiem. Tylko dzięki jasności umysłu i przeczuciu mojej Mamy jestem tu gdzie jestem i jestem tym kim jestem. W moim wypadku powiedzenie rodziny się nie wybiera zyskuje dodatkowego znaczenia.Jako dziecko byłem podobno do rany przyłóż, grzeczny, usłuchany, opiekuńczy, spokojny. W szkole nie miałem problemu z nawiązywaniem znajomości, byłem lubiany,chociaż zdarzały się sytuacje gdy mi dokuczano. Byłem paradoksem już w tamtych czasach. Z jednej strony, ułożony wzór do naśladowania, wzorowy uczeń, z drugiej indywidualista, łobuz nie dający sobą pomiatać. Lubiłem się wstawić w obronie słabszych, a jednocześnie sam nim byłem. Nie miałem problemów z nauką, fascynowała mnie, może nie każda dziedzina,ale przedmioty humanistyczne były zawsze moimi ulubionymi. W wieku 3 lat Mama zapisała mnie do biblioteki i czytałem bo lubiłem. Kultura słowa i rozbudowana wyobraźnia to coś co zostało mi do dziś. Wolałem książki niż ławki w parku, chociaż i na nich byłem lubiany. Piłka i inne dyscypliny lubiłem ,ale nie wariowałem przesadnie i tego właśnie nie rozumiał mój Ojciec. Ojciec bo nie Tata, Tata kojarzy mi się z osobą pełną ciepła ,miłości , a ja miałem ojca takiego do szpiku kości. Nie było dumy ,było narzekanie szydzenie, a nic tak nie działa deprymująco jak podcinanie skrzydeł przez najbliższych. "Nie nadajesz się do niczego", " Wstyd mi za Ciebie" to tylko część "komplementów" , które słyszałem pod swoim adresem. Może tak okazywał uczucia, nie wiem i nigdy się nie dowiedziałem. Byłem człowiekiem pogubionym, który z czasem znalazł ukojenie w alkoholu. Byłem już starszy kiedy zaczęły się awantury i znęcanie psychiczne. Szpilka po szpilce. Zaczęły się nieprzespane noce, pełne nasłuchiwania czy juz śpi. Wtedy mozna było samemu iść spać , takie poczucie obrońcy Mamy miałem. Na lekcjach kiedy rówieśnicy się śmiali ja zasypiałem. Nie ukrywajmy szczęścia tutaj jak na lekarstwo.

Czułem na sobie presję, rodzina zaczęła wybierać za mnie dalsze życie więc zrobiłem przekornie, po swojemu. Zamiast liceum, technikum, zamiast nauki wszystko inne. Wiedziałem, że mogę sobie na to pozwolić bo wszystko poprawiałem na koniec semestru. Ojciec zaczął pić jeszcze więcej i zaczeły się rękoczyny. Tak niestety bywa jak ludzie stracą sens życia, ale o tym miałem dowiedzieć się z czasem na własnej skórze. Potem "karuzela szczęścia przysieszyła". Jako siedemnastolatek poznałem Magdę, jak to nastolatki, zafascynowanie.. Po paru miesiącach zostawiła mnie  dla dużo starszego mężczyzny tłumacząc ,że przecież w życiu niczego nie osiągne. Te słowa ukształtowały dalsze moje życie, zabolały niesamowicie. Przez długi czas działały jak motywacja. Kolejny etap to pierwsza miłość taka na zabój. Z Kasią poznaliśmy się na wakacjach. To było oczywiste, że coś wyniknie z tego poważniejszego. Uczyliśmy się jak żyć razem,wspólne plany na przyszłość, spacery. Z czasem zamieszkalismy razem, na studiach pracowałem by kupić pierścionek zaręczynowy, kiedy się zaręczyliśmy  czułem, że Szczęście musi się do Nas usmiechnąć. Jakże ja byłem naiwny,że jest mi pisane coś dobrego. W międzyczasie śmierć Ojca, na dodatek samobójcza. Jakim był człowiekiem wiadomo, cios przyjąłem mocno, ale z ulgą, że koszmar się skończył. A potem przyszedł dzień, który zmienił wszystko na zawsze. Kasia zginęła w wypadku samochodowym, a ja na długie miesiące umarłem wraz z Nią.

Poczucie winy, beznadziejność towarzyszyła mi długi czas, to były lata, masa lat..

Zamknąłem się w sobie na cały rok..Ja i moje myśli w kolorze czerni, głębokiej czerni. Krok po kroku wychodziłem z tego, a potem cofałem się i zamykałem jeszcze bardziej. Zostawiłem całe, życie za sobą i odciąłem się od wspólnych miejsc i znajomych chociaż Ci drudzy zniknęli sami. Próbowałem iść śladami Ojca, ale ze sznurkiem na szyi wycofałem się, teraz już wiem dlaczego, miałem poznać Przekorę. Wyjechałem z rodzinnego miasta nad morze i tam zacząłem nowe życie od zera.

Nowa praca, wyzwania, 18 godzin na dobę by się utrzymać ze słowami Ojca w głowie "Nie nadajesz się do niczego" i Magdy "Nic nie osiągniesz w życiu" zacząłem krok po kroku coś osiągać. Jeździłem często na cmentarz rozmawiać, opowiadać .Trwało to tak do zeszłego roku. W międzyczasie spotykałem się z kobietami, które były przeciwieństwem Kasi, tylko po to by nie zbrukać sobie Jej osoby w moich oczach. Totalne nieporozumienia, tak bym to ujął. Ze Szczęściem nie miało to nic wspólnego..

W końcu poznałem Przekorę, która zmieniła mój świat... To temat na kolejne wpisy.

 

Podsumowując nadszedł czas na wytłumaczenie definicji mojego Szczęścia.

 

Dla mnie Szczęście to dzielenie czasu z osobą, która chce go z Tobą dzielić

Wsparcie i ramie do wypłakania

Zrozumienie

Przyjaciel i kochanek w jednym

Wspólne pasje i patrzenie w tym samym kierunku

Wielogodzinne rozmowy o wszystkim i o niczym

Poczucie bliskości i tego, że jesteś częścia czyjegoś życia

Wypowiadanie słowami i gestami.

 

Dziś mogę powiedzieć, że jestem Szczęśliwy. Kocham drugi raz w życiu na maksa i po raz ostatni.

Przekora dziękuje za wszystko.

Dajesz mi Szczęście

Jestem Szczęśliwy

Dzięki Tobie

Nareszcie

 

Początek..
10 maja 2021, 18:01

  

" Pamiętam ten dzień jak dziś, każdego dnia przeżywam go na nowo i w tamtym to właśnie dniu całe moje dotychczasowe

życie zmieniło sie nieodwracalnie po raz kolejny. Tego dnia jednak zmiana jak się okazało była najbardziej szczęśliwą w moim życiu.

14.02.2020 r. Walentynki, święto,które zawsze bolało bardzo mocno ze względu na przeszłość , ale o tym innym razem.

Standardowy dzień z życia samotnego mężczyzny bo właśnie wtedy trwał w moim życiu rozdział pod tytułem "Singiel".

Miesiąc wcześniej rozstałem się z osobą , którą sam do swojego życia zaprosiłem , ba nie tylko do swojego życia, ale również i 

domu i była to jedna z większych pomyłek w moim życiu, a tych nie brakowało do tej pory. Nie byłem zainteresowany kolejną

znajomością. Ta mnie wystarczająco udusiła i wyżuła ze wszystkich pozytywnych chęci. Pamiętam jak dziś zalogowałem 

się na jeden z portali społecznościowych, robiłem to czasami, kiedy demony w mojej głowie zbyt mocno się odzywały.

Od czasu do czasu tam zaglądałem, nic specjalnego ot czytanie zlepku rozmów  ludzi, którzy czasem swoją głupotą bawili lepiej niż komedia.

To właśniego tamtego dnia moje oczy zauważyły Jej litery. Kształtne, wyraziste perfekcyjnie skrojone i napisane.

Prowadziła dialog ze swoim jakimś adoratorem, a ja czułem się jak obserwator  sceny, ukryty z boku. Już wcześniej zwracałem uwagę na Nią, ale tego dnia było inaczej. Czułem, że chcę Ją poznać,bardzo chciałem to zrobić, ale głos w mej głowie uporczywie powtarzał " Odpuść sobie , nie wtrącaj się między dwoje ludzi,którzy czekają na rozmowę ze sobą". Tak powinienem zrobić pomyślałem i ... napisałem do Niej prywatną wiadomość wbrew wszystkiemu. Coś mnie do Niej przyciągało z niesamowitą siłą. Chwila czekania i odpisała. To właśnie wtedy pierwszy raz usmiechnąłem się dzięki Niej. Do dnia dzisiejszego nie jestem w stanie zliczyć wszystkich uśmiechów, które we mnie wzbudza. Zaczęliśmy rozmowę o ciastach, książkach, fotografii, czułem jakbym znał Ją od zawsze. Czas szybko leciał, a gdyprzyszła pora pożegnania ogarnął mnie ludzki smutek, że to już, że koniec. Milion myśli w głowie. Czy jeszcze porozmawiamy? Czy się nie wygłupiłem?...

Podziękowałem za rozmowę i kiedy wylogowałem się z sieci poczułem pustkę i tęsknotę za Nią , za Jej myśleniem, za literkami. Fenomen. Coś się we mnie w środku zmieniło. Pół nocy przeleżałem myśląc o Niej, o Jej głosie, o tym jak się uśmiecha, jaki ma kolor oczu, jak pachną Jej włosy, jaka jest...Czy nie popsułem żadnych Jej relacji. Następnego dnia zalogowałem się i czekałem jak się pojawi, czułem rozczarowanie jak Jej nie było i ogromną radość jak była. Czułem w sobie kiełkującą zazdrość.Wzbudzała we mnie emocje, chciałem Jej więcej. Niedosyt..Ogromny..

Dzień bez rozmowy z Nią był nijaki, kolorowała mój świat, otwierałem się przed Nią i tak bardzo chciałem by ta znajomość przerodziła się w coś niesamowitego".

 

Do dziś dni spędzone bez Niej nie są dniami.

Ona dopełnia me życie.

Jest moim Światłem

Jest moim Tlenem

Jest moją Miłością

Jest moim Szczęściem..

 

A to dopiero początek....

Nie wyobrażam sobie życia bez Niej..

Już nie.."

 

"To był zwyczajny dzień. Niczym się nie wyróżniał. 14.02, wielkie mi co, wszyscy wszystkim składają życzenia. To takie naciągane. Miałam chwilę wolną, zaparzyłam kawę i zalogowałam się na czat. Jakiś czas temu tam się znalazłam, z przypadku. To była ciekawość, co tam jest. No i już wiem. Wszystko i nic. Chaos. 

Weszłam, przywitałam się i włączyłam się w ogólną rozmowę. Były tam jednostki, z którymi można było się pośmiać. Bo przecież po to tam wchodziłam. Oderwać się od rzeczywistości, zapomnieć o problemach, mniejszych i większych. Od jakiegoś czasu rozmawiałam z pewnym człowiekiem. Był pełen niedomówień. Taki chłodny typ. Gdy wchodził, rozmawialiśmy. Tego dnia nie było go. To nawet dobrze, miałam wrażenie, że ta znajomość nie jest dla mnie. Czułam jakieś niebezpieczeństwo. Gdy zaczynasz uciekać przed rozmową, to już wtedy należy sobie odpuścić. Rozmawiając z dziewczynami, dojrzałam Jego. Wesoły, roześmiany, wkoło wianuszek kobiet. Zagdakać go chciały. On jednak umiejętnie lawirował między nimi, żadnej nie dając odczuć, że jest ważniejsza. Przyciągał. Miałam świadomość że nie tylko mnie. Cały czat, łacznie z trollami. On z wesołą ripostą ich zbywał. Spojrzałam na avatar. No tak, pamiętam go. Jesienią był tu i rzucił pytanie odnosnie wyglądu. Oczywiście wyrwałam się, że ma sprośną minę. Coś odpisał, ale chyba się zmieszał. Miałam wyrzuty sumienia, ze oceniłam kogoś przez pryzmat zdjęcia. No cóż, czasem warto ugryźć się w język. Tego dnia pisał coś o książkach. Tym bardziej mnie zainteresował. A może poleci coś fajnego i sobie podkradnę tytuł? Nawet nie wiem kiedy, jak zagadał do mnie. I wtedy wszystko przestało istnieć. Tematami żonglowaliśmy. Od sernika, po zdjęcia, książki, po wynajęcie pokoju nad morzem. Tak, to było magiczne. Z uśmiechem wychodziłam stamtąd. Krążyłam myślami przy Nim. To były przyjemne chwile. Kolejne dni mijały, a ja nadal wchodziłam tam. W pewnym momencie poczułam się niezręcznie. Rozmawiałam z dwoma osobami na raz. Nie wiedziałam co robić. Zaczęłam się szybciej wylogowywać. Było mi wstyd. Miałam wrażenie, że toczy się jakas walka. We mnie też. Ja nie chciałam niczego. Nie miałam zamiaru wpakowywać się w nowe znajomości. Na ogóle owszem, ale prywatne rozmowy to zupełnie coś innego. Tworzy się więź. A ja nie chciałam żadnych uzależnień.

Tu chciałam być wolna. 

Paradoks miał ogromną charyzmę. Nie wiem kiedy, nie wiem jak, ale gładko sobie ze wszystkim poradził. I z moim rozmówcą też. Odetchnęłam. Poczułam, że mnie w jakiś sposób uratował. Przy Nim czułam się cudownie, nieskrępowana, wesoła, nie musiałam się kontrolować z niczym. I chciałam z Nim rozmawiać. Nie chciałam uciekać. Nie bałam się. Skupiłam się na Nim. On nie chciał niczego ode mnie. Niczego nie nakazywał, nie wymagał. Akceptował wszytko w pełni. Czułam sie rozumiana i nadal wolna. Pierwsze rozmowy, łzy, radość, emocje. Skupiłam się na Jego  literkach. I mnie zauroczyły. Bezwzględnie. I tak jest do dziś.

Mamy to co najcenniejsze.

Taką znajomość, której nie ma nikt."

 

 

Paradoksalnie..
09 maja 2021, 07:39

Paradoks (gr. παράδοξος parádoxos – „nieoczekiwany, nieprawdopodobny, zadziwiający”)– twierdzenie logiczne prowadzące do zaskakujących lub sprzecznych wniosków.

 

Kim zatem jestem skoro ukrywam się pod takim nickiem?

 

Mężczyzna twardo stąpający po ziemi, który w mgnieniu oka potrafi się od niej szybko oderwać i przenieść w sferę fantazji, marzeń i szybowania emocjonalnego hen, hen wysoko ponad ziemią. Pewność siebie nieodzownie towarzyszy mi przez większą część mojego życia. Jest w nim również miejsce na trwogę i niepewność podszytą strachem dotyczącym utraty bliskiej osoby.

Dusza popękana w przeszłości na miliony kawałków, które tylko Przekora potrafi umiejętnie złożyć by wszystkie pasowały do siebie idealnie. Optymista z poczuciem humoru, który nie każdy zrozumie. Przyjaciel na dobre i złe, dbający o swoich bliskich bardziej niż o samego siebie.

Wrażliwiec , dusza romantyczna też w nim tkwi. Uwielbia się zachwycać pięknem świata jak i odkrywaniem w Przekorze wszystkiego co w Niej najlepsze.

Mężczyzna przed czterdziestką, którego zachowania i emocje nieraz przypominają zachowania nastolatka. Spontaniczny osobnik ,który lubi też wszystko doskonale sobie zaplanować.

Masa w nim skrajności od A do Z. Człowiek zakochany po uszy, patrzący maślanym wzrokiem w kierunku kobiety, która codziennie kształtuje go i sprawia, że uśmiech którego w jego życiu nie zawsze było dużo pojawia się częściej niż kiedykolwiek. Wiara w przeznaczenie ,zrozumienie i umiejętność słuchania czyni go ciekawym przypadkiem. W sumie ciężko o sobie pisać,ale założenie tego bloga to wielopłaszczyznowość i forma pamiętnika, w którym zawiera się całego siebie.

Od pewnego czasu dobrze czujący się w swojej skórze, bratnia dusza potrafi doskonale sprawić, że człowiek czuje się kimś wyjątkowym.

Taka moja delikatnie nakreślona wizytówka. Bagaż życiowy dźwigam całkiem pokaźny nieraz wręcz przytłaczający , ale od pewnego czasu nie niosę go już sam.

Łatwość w zrozumieniu siebie nawzajem powoduje, że wszystko jest łatwe i kiedy wydaje się, że coś na Naszej drodze jest nie do pokonania, to ja już wiem, że niemożliwe nie istnieje i że jeszcze na Naszej wspólnej drodze czeka Nas wiele wspólnych paradoksów...

 

To teraz kilka słów o mnie:)

Przekora jest cechą kogoś, kto celowo i bez powodu postępuje niezgodnie z oczekiwaniami innych osób. To również skłonność do umyślnego i świadomego sprzeciwiania się komuś. Przekorą potocznie możemy nazwać kogoś kto lubi się przekomarzać. Osoba przekorna robi coś, czego rozmówca nie chce, lub coś, co nie jest pożądane w danej sytuacji, aby pokazać, że to, o czym mowa, nie ma na nią wpływu, chociaż oczekiwano by, żeby miało.

 

Ja jestem po prostu buntowniczką. Taka przekorna, nie idąca na łatwiznę. Umiem powiedzieć nie, nie lubię prosić o pomoc, nie chcę być zależna od kogokolwiek. 

Kim jestem? Kobietą z krwi i kości, o zmiennych nastrojach, o skrajnych emocjach, o zwariowanych pomysłach, a mimo to twardo stąpająca po ziemi. Jestem kobietą po czterdziestce, czego w ogóle nie odczuwam, mimo, że często podkreślam, że różnica wieku to coś co mnie nad wyraz boli. Jestem wrażliwą kobietą, ale jednocześnie trochę znieczuloną, nauczyłam się iść do przodu i nie czuć bólu. A może tylko grałam. Tak, żeby nikt nie zranił. I taka oto Ja, żyjąca z dnia na dzień, bez celu, bez większych uniesień  spotkałam na swej drodze ciekawe literki.

 

Paradoks- nie był wyczekiwany, wyglądany, wymarzony. Nie miał się zdarzyć. Absolutnie. To było totalne zrządzenie losu. I do momentu, gdy go nie znałam, myślałam że moje życie jest całkiem ok. Poukładane, spokojne, lekko monotonne, może delikatnie jednostajne. Ale wtedy uważałam, że jest dobrze. Mimo wszystko czułam podświadomie, że czegoś mi brakuje. Czego? Zrozumienia. Wygadania się. Poczucia bycia w pełni akceptowanym , bez krytyki i krzyku. Zanim poznałam Paradoksa, byłam zahibernowana. Z moimi marzeniami. Dążenie do czegoś nie było dla mnie istotne. Ważniejsze było dobro innych. Ja na samym końcu. Mi się nie należało. Sama się karałam. Nie robiłam nic, żeby cokolwiek zmienić. Wpadłam w marazm. I pewnego dnia zdarzył mi się Paradoks.

 

Jego sposób bycia przykuł moją uwagę. Jego endorfiny szalały. Czuć było optymizm, radość i pewność siebie. Poczułam się rozemocjonowana. Niesamowite, że nagle ktoś potrafił mnie tak zaciekawić. Przyciagał mnie. Czytałam go, a On mnie. Dał mi odczuć, że jest uważny, że patrzy w moją stronę. To było niesamowite. I te nasze wymiany zdań. Jedno zaczynało, drugie kończyło. Te same słowa, frazy, czasem zdania. Jakbym siebie czytała. Wibracje, które dało się odczuć na ponad 300 km. Bo tyle Nas dzieli. Połączyło Nas zrozumienie. Dwie skrzywdzone, poranione i złamane dusze. Jedna bardziej, druga mniej. Śmiech i łzy. Radość i smutek. To są nieodzowne elementy Naszej znajomości. Ja czasem niedowierzam, że Jestesmy. Mam wrażenie, że to dzieje się w innym wymiarze, albo komuś innemu, a ja czytam piękną opowieść.

 

Ale to My i o Nas.

Prawdzwi i Namacalni.

Paradoks i Przekora...