Uwaga!



Powyższa strona może zawierać treści erotyczne, wulgarne lub obraźliwe, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Czy jesteś osobą pełnoletnią i chcesz świadomie i dobrowolnie zapoznać się z treścią powyższej strony?




    Nie     - wybór tej opcji spowoduje opuszczenie strony.

Tak, ale chcę otrzymywać ostrzeżenia - wybór tej opcji spowoduje przejście do strony i kolejne ostrzeżenia w wypadku podobnych stron.

Tak, ale nie chcę otrzymywać ostrzeżeń - wybór tej opcji spowoduje zapamiętanie Twojej zgody dla innych stron i nie będziesz otrzymywać tego ostrzeżenia.

Archiwum 12 maja 2021


Pierwsze wrażenie
12 maja 2021, 22:08

Pierwsze wrażenie.

               Tak,  jest istotne. Czasem mylne. Mówią nie oceniaj książki po okładce. I coś w tym jest. Tak jak ja oceniłam Paradoksa po zdjęciu, tak zmieniłam całkowicie zdanie, poznając go. Ciepły, dobry, wspaniały i taki ludzki. Ujął mnie troską o innych. Czasem nawet byłam zaskoczona, że tak bezinteresownie można komuś pomóc. Ja tak nie miałam. Może dlatego, że mi nikt nie pomógł, kiedy tego najbardziej potrzebowałam. Wtedy chyba coś we mnie pękło. Powiedziałam sobie, że nigdy nie będę żebrać i prosić o łaskę, pomoc, współczucie. Nienawidziłam sztuczności, miałam wrażenie że wszystko robione jest na pokaz, udawane zrozumienie. Zresztą, przyjmowałam zasadę: jak się o tym nie mówi, to tego nie ma. Więc zaciskałam zęby i szłam do przodu. Pokazując otoczeniu, że nie dam się złamać. Byłam harda. Pamiętam szkołę średnią. Nikt z klasy nie wiedział, że nie mam rodziców. Tak było lepiej. Byłam pewna, że jak się dowiedzą, nie będą chcieli kontaku ze mną, będą uważać mnie za "inną", poza tym nie wiedzieliby jak się zachować. Jedni pewnie by wspólczuli, a ja nie chciałam tego, w końcu grałam osobę, która ma wszystko. A nie miałam nic. Miałam tylko maskę, ktorą zakładałam wychodząc z domu...

              Wracając do Paradoksa, to szokował mnie swoim zachowaniem. Dobrocią. Czasem byłam na niego zła. Bardzo zła. Że jest zbyt dobry. Chciał innym nieba uchylić. Swoim bliskim, znajomym, a także tym na czacie. Ja byłam inna. Chyba nalot przeszłości na mnie pozostanie na zawsze. Nadal obowiązuje złota zasada: "Nie chcę, nie widzę, nie istnieje" Paradoks otworzył mi oczy. Na ludzi. On, który tak dostał w kość, tak zawiódł się na innych, nie odwrócił się od nikogo, kto potrzebował pomocy. Przypłacał to własnym kosztem, przejmował się, nie spał, myślał. Jesteśmy pod tym względem inni. On musi problem rozłożyć na czynniki pierwsze. Nie śpi. Analizuje, aż wymyśli najlepsze z możliwych rozwiązanie. Ja mając problem, zamykam się, trawię w środku, odrzucam myśli,  zajmuje się czymś innym. A potem padam i śpię. Znów nie myślę. Stwierdzam jednoznacznie, że ja nie mogę mieć problemów, bo wtedy uwaga: Nie myślę! 

              Oprócz dobrego człowieka ujrzałam w Paradoksie jeszcze mega energetyczną osobę, i to tylko po literkach! W życiu nie pomyślałabym, że można kogoś tak doskonale czuć. My siebie doskonale interpretowaliśmy. Działalismy jak lustro. Te same nastroje, humory, smutki i radości. Poza tym ujął mnie niesamowitym szacunkiem do mamy. Aż mam łzy w oczach gdy o tym piszę. Syn, którego żadna matka by się nie powstydziła. Jest bardzo dumna z niego. Mają wspaniały kontakt. Trochę mu zazdroszczę tej więzi, ale jednocześnie cieszę się że Ją ma. Niech ma jak najdłużej i docenia z całych sił. Zaskoczył mnie też, gdy napisał, że upiekł sernik! Nie do wiary! Ja nie jestem wirtuozem w kuchni, a wypieki nie bardzo mi wychodzą. Ale uwielbiam je jeść! I jak pokazał mi sernik, oblany toffi, to prawie poczułam ten smak w ustach. Co za człowiek- pomyślałam. Niesamowity. Kolejny plus na liście. Zaskoczył mnie też dobrym okiem do łapania niesamowitych momentów na niebie. Jego chmury były przecudowne. Stwierdziłam, że musi być bardzo wrażliwy, że potrafi zachwycić się takimi momentami. Następny stereotyp obalony. Zna wszystkie kolory! Kolejne pozytywne zaskoczenie.

Mogę pisać o Nim i pisać. Słowa płyną same. Ale nie zdradzę w tym wpisie wszystkiego. Powoli, bedę się delektować.

I na koniec wspomnę co nieco o głosie. Bo od tego miałam zacząć. W sumie, nie wyobrażałam sobie jego głosu, bo nie byłam ciekawa. Myślalam wtedy, że jest to granica nie do przeskoczenia. Że tylko sobie piszemy. I koniec, nie chcę więcej, bo nie chcę się przyzwyczajać. Oszukiwałam sama siebie. Chciałam. I pewnego dnia, niecałe dwa miesiace znajomości, On poprosił mnie o coś. Chciał,  żebym w prezencie na jego urodziny, zadzwoniła i złożyła mu życzenia telefonicznie. Jak to?Pomyślalam, że tego nie zrobię i najpewniej zaraz ucieknę. Jednak powoli oswajałam się z tą myslą. Ja mu mówiłam notorycznie, że jestem słabą rozmówczynią. Że lepiej się mnie czyta jak słucha. I że bez żadnych telefonów. On oczywiście nigdy nie nalegał. To był doskonały sposób na mnie. I w końcu się zgodziłam. Dużo wcześniej. Na nieozobowiązującą rozmowę. A jakie były wrażenia i jak do tego doszło, opowiem innym razem.

               Reasumując, pierwsze wrażenie różne bywa. Natomiast jak się ma ten szósty zmysł, to rozpoznajesz wartościowego człowieka. Ja sobie na koniec przyplusuję, mam taki zmysł. Yupi:) No ale ok, żeby być sprawiedliwą, On też go ma! On dodatkowo ma żyłkę hazardzisty, bo odważył się zagadać do mnie. Ja sobie tylko podziwiałam, jak wiją się wkoło niego, żądne uwagi niewiasty.

Na dziś koniec. Dobranoc:))

 

 

 

 

 

 

 

Szczęście..
12 maja 2021, 05:52

Szczęście jest emocją, spowodowaną doświadczeniami ocenianymi przez podmiot jako pozytywne. Psychologia wydziela w pojęciu szczęście rozbawienie i zadowolenie. ... powodzenie w realizacji celów życiowych, korzystny bilans doświadczeń życiowych.

 

Moja definicja Szczęścia jest zdefiniowana inaczej, pozwolę sobie na wytłumaczenie.

 

W moim życiu odkąd pamiętam zawsze było pod górę. Już pierwszego dnia żywota na porodówce zamienili mnie z innym dzieckiem. Tylko dzięki jasności umysłu i przeczuciu mojej Mamy jestem tu gdzie jestem i jestem tym kim jestem. W moim wypadku powiedzenie rodziny się nie wybiera zyskuje dodatkowego znaczenia.Jako dziecko byłem podobno do rany przyłóż, grzeczny, usłuchany, opiekuńczy, spokojny. W szkole nie miałem problemu z nawiązywaniem znajomości, byłem lubiany,chociaż zdarzały się sytuacje gdy mi dokuczano. Byłem paradoksem już w tamtych czasach. Z jednej strony, ułożony wzór do naśladowania, wzorowy uczeń, z drugiej indywidualista, łobuz nie dający sobą pomiatać. Lubiłem się wstawić w obronie słabszych, a jednocześnie sam nim byłem. Nie miałem problemów z nauką, fascynowała mnie, może nie każda dziedzina,ale przedmioty humanistyczne były zawsze moimi ulubionymi. W wieku 3 lat Mama zapisała mnie do biblioteki i czytałem bo lubiłem. Kultura słowa i rozbudowana wyobraźnia to coś co zostało mi do dziś. Wolałem książki niż ławki w parku, chociaż i na nich byłem lubiany. Piłka i inne dyscypliny lubiłem ,ale nie wariowałem przesadnie i tego właśnie nie rozumiał mój Ojciec. Ojciec bo nie Tata, Tata kojarzy mi się z osobą pełną ciepła ,miłości , a ja miałem ojca takiego do szpiku kości. Nie było dumy ,było narzekanie szydzenie, a nic tak nie działa deprymująco jak podcinanie skrzydeł przez najbliższych. "Nie nadajesz się do niczego", " Wstyd mi za Ciebie" to tylko część "komplementów" , które słyszałem pod swoim adresem. Może tak okazywał uczucia, nie wiem i nigdy się nie dowiedziałem. Byłem człowiekiem pogubionym, który z czasem znalazł ukojenie w alkoholu. Byłem już starszy kiedy zaczęły się awantury i znęcanie psychiczne. Szpilka po szpilce. Zaczęły się nieprzespane noce, pełne nasłuchiwania czy juz śpi. Wtedy mozna było samemu iść spać , takie poczucie obrońcy Mamy miałem. Na lekcjach kiedy rówieśnicy się śmiali ja zasypiałem. Nie ukrywajmy szczęścia tutaj jak na lekarstwo.

Czułem na sobie presję, rodzina zaczęła wybierać za mnie dalsze życie więc zrobiłem przekornie, po swojemu. Zamiast liceum, technikum, zamiast nauki wszystko inne. Wiedziałem, że mogę sobie na to pozwolić bo wszystko poprawiałem na koniec semestru. Ojciec zaczął pić jeszcze więcej i zaczeły się rękoczyny. Tak niestety bywa jak ludzie stracą sens życia, ale o tym miałem dowiedzieć się z czasem na własnej skórze. Potem "karuzela szczęścia przysieszyła". Jako siedemnastolatek poznałem Magdę, jak to nastolatki, zafascynowanie.. Po paru miesiącach zostawiła mnie  dla dużo starszego mężczyzny tłumacząc ,że przecież w życiu niczego nie osiągne. Te słowa ukształtowały dalsze moje życie, zabolały niesamowicie. Przez długi czas działały jak motywacja. Kolejny etap to pierwsza miłość taka na zabój. Z Kasią poznaliśmy się na wakacjach. To było oczywiste, że coś wyniknie z tego poważniejszego. Uczyliśmy się jak żyć razem,wspólne plany na przyszłość, spacery. Z czasem zamieszkalismy razem, na studiach pracowałem by kupić pierścionek zaręczynowy, kiedy się zaręczyliśmy  czułem, że Szczęście musi się do Nas usmiechnąć. Jakże ja byłem naiwny,że jest mi pisane coś dobrego. W międzyczasie śmierć Ojca, na dodatek samobójcza. Jakim był człowiekiem wiadomo, cios przyjąłem mocno, ale z ulgą, że koszmar się skończył. A potem przyszedł dzień, który zmienił wszystko na zawsze. Kasia zginęła w wypadku samochodowym, a ja na długie miesiące umarłem wraz z Nią.

Poczucie winy, beznadziejność towarzyszyła mi długi czas, to były lata, masa lat..

Zamknąłem się w sobie na cały rok..Ja i moje myśli w kolorze czerni, głębokiej czerni. Krok po kroku wychodziłem z tego, a potem cofałem się i zamykałem jeszcze bardziej. Zostawiłem całe, życie za sobą i odciąłem się od wspólnych miejsc i znajomych chociaż Ci drudzy zniknęli sami. Próbowałem iść śladami Ojca, ale ze sznurkiem na szyi wycofałem się, teraz już wiem dlaczego, miałem poznać Przekorę. Wyjechałem z rodzinnego miasta nad morze i tam zacząłem nowe życie od zera.

Nowa praca, wyzwania, 18 godzin na dobę by się utrzymać ze słowami Ojca w głowie "Nie nadajesz się do niczego" i Magdy "Nic nie osiągniesz w życiu" zacząłem krok po kroku coś osiągać. Jeździłem często na cmentarz rozmawiać, opowiadać .Trwało to tak do zeszłego roku. W międzyczasie spotykałem się z kobietami, które były przeciwieństwem Kasi, tylko po to by nie zbrukać sobie Jej osoby w moich oczach. Totalne nieporozumienia, tak bym to ujął. Ze Szczęściem nie miało to nic wspólnego..

W końcu poznałem Przekorę, która zmieniła mój świat... To temat na kolejne wpisy.

 

Podsumowując nadszedł czas na wytłumaczenie definicji mojego Szczęścia.

 

Dla mnie Szczęście to dzielenie czasu z osobą, która chce go z Tobą dzielić

Wsparcie i ramie do wypłakania

Zrozumienie

Przyjaciel i kochanek w jednym

Wspólne pasje i patrzenie w tym samym kierunku

Wielogodzinne rozmowy o wszystkim i o niczym

Poczucie bliskości i tego, że jesteś częścia czyjegoś życia

Wypowiadanie słowami i gestami.

 

Dziś mogę powiedzieć, że jestem Szczęśliwy. Kocham drugi raz w życiu na maksa i po raz ostatni.

Przekora dziękuje za wszystko.

Dajesz mi Szczęście

Jestem Szczęśliwy

Dzięki Tobie

Nareszcie