Uwaga!



Powyższa strona może zawierać treści erotyczne, wulgarne lub obraźliwe, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Czy jesteś osobą pełnoletnią i chcesz świadomie i dobrowolnie zapoznać się z treścią powyższej strony?




    Nie     - wybór tej opcji spowoduje opuszczenie strony.

Tak, ale chcę otrzymywać ostrzeżenia - wybór tej opcji spowoduje przejście do strony i kolejne ostrzeżenia w wypadku podobnych stron.

Tak, ale nie chcę otrzymywać ostrzeżeń - wybór tej opcji spowoduje zapamiętanie Twojej zgody dla innych stron i nie będziesz otrzymywać tego ostrzeżenia.

Archiwum 23 maja 2021


Odwaga
23 maja 2021, 16:14

Siedzę i płacze...

Łzy kapią na brodę by potem bezszelestnie spłynąć jeszcze niżej, reakcja na poprzednią notkę o Demonach. Czytając w jednej chwili, ciach i łzy. Niesamowicie napisane, czuć emocje, ból, poczucie straty, ale też nadzieje ,że kiedyś na nowo wszystko będzie tak jak było. Nie sposób się nie odnieść do tego wpisu. Chichot losu w moim życiu również brzmiał głośno i nad wyraz boleśnie. Mój Demon był bardzo podobny do demona Przekory.Przybył do mnie znienacka i rozgościł się na długi czas, wywracając moje życie do góry nogami. W Jej wpisie jest dużo prawdy, chyba teraz zrozumiałem, że to nie do końca chodzi o moją postawę bo jeśli los sobie zażyczy tak to wszystko zrobi tak jak mu się spodoba. Mimo wszystko ja zawsze będe niezłomnie trwał w tym w czym tkwię obecnie. W bliskości przy Jej boku. Mój Demon nauczył mnie wielu rzeczy. Od zakpienia sobie ze mnie, że nawet nie zdążyłem się pożegnać, przeprosić po myśl, że jestem beznadziejnym człowiekiem. W jednej chwili coś masz by w kolejnej upaść na kolana.

Nauczył mnie wyrzutów sumienia, nauczył nienawiści do samego siebie, poczucia winy cięższego niż cokolwiek innego.

Coś we mnie zgasło na zawsze, tak myślałem wtedy. Kolejne dni, tygodnie lata zaprawione wegetacją, szczyptą beznadziejności. Setki razy ,a może i tysiące zadawałem sobie pytanie "Dlaczego nie zginąłem też". Wtedy jeszcze nie wiedziałem, nie spodziewałem się, że po ponad 10 latach znajdę odpowiedzi. Przez ten okres czasu zadawałem się z ludźmi, kobietami, którzy jeśli znikną nie zostawią po sobie pustki ani niczego. Obojętne mi to było, z czasem męczące. Byłem zimny jak głaz, głaz do którego chodziłem nocami i chwilami , które były dla mnie wyjątkowo ciężkie. Głaz znajdował się niedaleko domu, na plaży. Moje zacisze i samotnia. Miliony łez wypłakanych tam, spadających na piasek, poczucie bezsensowności, bo przecież nikt nie zrozumie.

Mój Demon odcisnął na mnie piętno. Zero uczuć, maska zobojętnienia. Na zewnątrz świetnie ,a po powrocie do domu swój własny prywatny czyściec. Każdego dnia pokutowałem za to co się wydarzyło. Wieczorami siadałem i próbowałem sklejać swoje serce, swoją dusze, bez rezultatu. Nie da sie naprawić czegoś co jest martwe.Byłem wtedy martwy , bez uczuć, emocji. Po co tak żyć?

Przekora wszystko to zmieniła. Bez pytania, krok po kroku zaczęła uczyć mnie na nowo żyć. Nie jest w stanie sobie wyobrazić ile Jej zawdzięczam. Zaczęła kleić moje serce i duszę i nawet nie wiedziałem kiedy, a

dorzuciła też swoje serce i duszę. Powstało Nasze serce i Nasza dusza.

Przywiązałem się do Niej jak do nikogo w życiu. Czasem drżę kiedy pomyślę o tym co los ma dla Nas w zanadrzu. Zimny,plażowy głaz poszedł w odstawkę. Zamieniłem go na czułość i zrozumienie Przekory. Zrobiłem rzecz niewyobrażalną, wbrew mojemu Demonowi. Otworzyłem się całkowicie na Nią. Kiedy myślałem, że nie ma już we mnie emocji i uczuć, Ona jak za dotknięciem czarodziejskiej różdzki wszystko obudziła na nowo. I to z pełną mocą, bo nigdy tak nie byłem zaangażowany w żadną znajomość. Mamy te same Demony, przeszliśmy piekło i wiem jak to boli, kiedy Ktoś obiecuje, a potem go nie ma.

Marzę o tym by za klikadziesiąt lat na tym molo się spotkać i przeżyć wspólnie życie, ale zanim to nastąpi chcę być przy Niej nie tyle ile obiecam, bo Ona wie ,że będe zawsze, ale będe tyle ile los pozwoli. Nie potrafię kryć szczęścia, radości. To pokonuje mój strach. Nie potrafię się do Niej nie przywiązać. Jest zbyt ważna, chcę, żeby czuła, słuchała, czytała to wszystko bo z całego świata, który mnie otacza jest osobą, która na to wszystko zasługuje. Zasługuje by wiedzieć jak Ją odbieram. Jeśli los ma w planach kiedyś mi Ją zabrać bo tak sobie zażyczy to nie oddam Jej bez walki.

Jest jak tlen, bez niego można przeżyć chwilę, ale na dłuższą metę umierasz.

Po wszystkim co przeszedłem boje się, jasne że tak, byłbym głupi gdybym się nie bał, ale mimo wszystko chcę być odważny.

Chcę każdego dnia być i zaskakiwać, otaczać Ją ramieniem i czuwać choćby i z daleka. Gdybym nie miał tej odwagi i dał wygrać Demonowi, nie byłoby Nas.

Chcę wykorzystać to co dał Nam los teraz, a potem mysleć o molo i konwaliach. Nigdy nie myślałem, że po tym wszystkim będe potrafił pokochać jeszcze Kogoś.

Rozkochała mnie w sobie całą sobą i idę do przodu mimo wszystkim przeciwnościom, dłoń w dłoń, bo jeśli kroczymy Razem wszystko jest łatwiejsze.

Jeśli więc los będzie chciał mi znów zabrać ukochaną osobę, to nie poddam się jak kiedyś, będe walczył o Ciebie do ostatniego tchu. Bo wiem, że warto i bez względu na to co piszesz, wiem że gdzieś w głębi serca też będziesz walczyć..

 

P.S Dmuchawce uwielbiam, jeśli ma być taka fotografia na mej ścianie to proszę o jedno. Zrób zdjęcie dwóm dmuchawcom obok siebie bo ja od kilkunastu miesięcy nie jestem samotnym, smutnym kwiatem tylko kwiatkiem , który czerpie wszystko co najlepsze z drugiego obok siebie rosnącego.<3

Strach
23 maja 2021, 14:05

 

 

Każdy ma jakieś demony. Mam i ja. Nie potrafię się cieszyć tak naprawdę pełną piersią. Boję się, że jak pokaże, że jestem szczęśliwa to będzie mi to odebrane. Kieruję się zasadą "oczekuj dobrego przygotuj się na najgorsze". Tak, to nie jest ulubione powiedzenie Paradoksa. On bardzo chciałby zmienić moje myślenie. Twierdzi, że zawsze będzie przy mnie. I że się nie zmieni. Tylko, że ja nie martwię się o to, myślę, że co ma być to będzie. Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu. Bardziej zastanawiam się nad sobą. O swoim podejściu. Bo ja przez całe życie staram się do niczego i nikogo nie przywiązywać. Bo wiem, że potem strata mniej boli. Gdy nie wiążesz się emocjonalnie, nie pokazujesz całego siebie. Jest, nie ma, idę dalej. Taką taktykę obrałam. Taką trochę bezduszną. Zimną. Nie zamierzam już nigdy czuć się tak, jak po stracie najbliższych. Oni też obiecywali. Będą zawsze. Będą pomagać, a potem ja im. Będą dzieci wychowywać, rozpieszczać, kochać. I nagle się zmówili i odeszli.  Razem. Mnie zostawili. Ot, taki chichot losu. I wtedy stwierdziłam, że nie będę już nigdy nikomu ufać, niczego oczekiwać. Życie jest zbyt nieprzewidywalne. Możesz sobie dążyć, układać, a ono ma inne plany i nie patrzy na to co Ty chcesz.

Paradoks stara się jak może, jest niezłomny w tym co robi. Chce, żebym czuła się bezpiecznie. Pokazuje mi, jak bardzo jestem ważna. Ciągle mu powtarzam, że mam wrażenie, jakby to nie działo się naprawdę. Nie Nam. Komuś z jakiejś opowieści, która wzrusza i chwyta za serce. Unosi i uskrzydla. 

Ostatnio dużo niespodziewanych śmierci. Koleżanka umarła, bo zaraziła się covidem. Młoda, uzdolniona, najlepsza na roku. Dobra praca, mąż, dwójka małych dzieci. I nagle, dwa tygodnie i wszystko się zmienia, pryska jak bańka mydlana. Druga, energiczna Pani prezes. W tym roku kończy 40 lat. Zmizerniała. Badania- rak z przerzutami. Smutne to. Człowiek dąży do czegoś, stara się, poświęca i nagle wyrok. Koniec. I nie ma nas. Ludzie idą dalej, życie się toczy swoim rytmem.

Mam nadzieję, że jednak istnieje coś poza tym życiem. Że się odradzamy i mamy szansę naprawić to, czego nie zdążyliśmy zrobić tu i teraz. I że zbłąkane dusze się w końcu odnajdą. Tak jak My. 

Obiecaliśmy sobie, że za kilkadziesiąt lat spotkamy się na sopockim molo. Ja będę stała w białej sukience z niezapominajkami w dłoni, aparatem na szyi i długim warkoczem. Paradoks będzie w koszuli w czerwoną kratę, energicznie będzie zmierzał w moją stronę. Taki mamy plan. Chcemy żeby wypalił. I jak nie lubię niczego planować, tak tu tej myśli trzymam się i wierzę, że tak będzie...

Dziś byłam na spacerze. Myślami z nim. Wiem, że chciałby ze mną iść, cieszyć się pięknem otaczającego świata. I przede wszystkim bliskością. Zerwałam dmuchawca, zrobiłam zdjęcie. Z myślą o Nim. Ostatnio rozmawialiśmy, że chciałby moje zdjęcia w ramce, na ścianę. Widok, kwiat, nieważne, to ma być coś uchwycone moimi oczami. Zerknęłam na dmuchawca. Piękny w swej prostocie i jakże symboliczny. "Dmuchawiec to symbol wolności, nieograniczonych możliwości, ale też przemijania i śmiertelności. Dmuchawce są delikatne oraz ulotne i najmniejszy podmuch wiatru zaburza ich strukturę. Niegdyś wierzono, że dmuchawce pomagają odnaleźć prawdziwą miłość, a także wpływają na osiągnięcie harmonii"

Myślę, że to byłby dobry akcent jego ścian. Też uwielbiam, a skoro mi się podobają, jemu myślę też. Ta kruchość i ulotność i odradzanie. Życie jest właśnie takie. Mam nadzieję więc, że tak jak dmuchawce, odrodzimy się na nowo. Na jednej ścieżce, która złączy nasze losy ❤️